Początek jesieni zapowiadał się bardzo obiecująco. Dużo czasu spędzaliśmy na porządkach w ogrodzie, a ja przede wszystkim na zabawie na świeżym powietrzu. A oto jaki okaz ukrył się w naszym ogródku:
Podczas słonecznej pogody nie brakowało spacerów. Jesienna kolorystyka jest przepiękna a szelest liści pod stopami – bezcenny!
Do szkoły też już się przyzwyczaiłam, do porannego wstawania i sprawnego wykonywania czynności związanych z chorobą. Rano czasu za wiele nie ma więc wszystko ustawione jest jak w zegarku, ale daję radę.
Dziś za oknami brzydka jesień: deszczowa, z niską temperaturą. W szkole na dobre rozszalała się ospa, mnie akurat ominęła, bo byłam szczepiona. Dopadło mnie za to zapalenie oskrzeli. Gdy 6 października byłam w Rabce na badaniach oskrzela były czyste. W wymazach wyszedł gronkowiec, jednak wstrzymaliśmy się od antybiotyku, ponieważ nie było innych poważnych objawów. Od dwóch tygodni kaszel bardzo się nasilił i konieczne było włączenie skutecznych leków. Przez tą moją infekcję ominęła mnie wycieczka klasowa do Wieliczki, nad czym strasznie ubolewałam.
Ominął mnie też pochód Świętych, na który również byłam przygotowana. Wspólnie z mamą przygotowałyśmy strój Św. Justyny z Padwy. Pochodziła ona z zamożnej rodziny. Tak kochała Pana Jezusa, że nie wyrzekła się swojej wiary, za co została uwięziona, a następnie ścięta mieczem. Na obrazach przedstawiana jest z liściem palmy- symbol męczeństwa i jednorożcem- symbol czystości.
I na koniec jeszcze taka anegdotka. W zeszłym roku na lekcji Pani poprosiła nas o podanie swojego ulubionego zwierzątka, więc dzieci podawały pieski, kotki, króliki, chomiki, itd. Ja też je lubię, ale nie chciałam się powtarzać, więc powiedziałam: JEDNOROŻEC! Więc sami widzicie, że ze Św. Justyną łączy mnie nie tylko imię.