Przepraszam, że Was trochę zaniedbałam. Postaram się wszystko nadrobić, więc przygotujcie się na większą „porcję” czytania.
Na kilka dni przed wakacjami mama zabrała mnie do dr Pogorzelskiego na wizytę kontrolną. Od dłuższego czasu miałam przewlekły katar, pomimo że kilka razy dziennie płukałam nos ciepłym roztworem soli morskiej. Dr. zlecił testy alergiczne no i okazało się, że mam uczulenie na pyłki traw. Dostałam lek do nosa i nie ukrywam zdecydowanie lepiej się poczułam. Miałam również spirometrię ( której wynik ucieszył Doktorka), badanie krwi ( morfologię i próby wątrobowe – które niestety cały czas są podwyższone). Oznaczono mi również poziom witaminy D3, ponieważ podczas wcześniejszych badań miałam duży niedobór. Jednak po dodatkowych lekach wynik wyszedł już prawidłowy. Pobrano mi również wymazy z gardła i nosa… no i tu przyplątał się gronkowiec, ale może uda się go pokonać:)
Wspomnę również o Ogólnopolskim Szkoleniu „Kompleksowa opieka nad chorym na mukowiscydozę” organizowanym w Warszawie przez Polskie Towarzystwo Walki z Mukowiscydozą. Moi rodzice wzięli w nim udział, a ja zostałam pod opieką mojej siostry Julci i babci. Tematyka wykładów i warsztatów była bardzo różnorodna: począwszy od antybiotykoterapii, poprzez żywienie, fizjoterapię, wady postawy, koszty leczenia itd. itd… Wśród natłoku informacji, nie zawsze pozytywnych były również momenty optymistyczne, dające nadzieję na normalne życie z tą ciężką chorobą. Mam na myśli świadectwo Pana Jurka, który żyje z muko już 50 lat, codziennie biega po kilkadziesiąt kilometrów ( dzięki czemu parametry jego płuc poprawiły się) i co najważniejsze: nie poddaje się!!! Postawa godna naśladowania.
Przed wakacjami byłam z moją klasą na ognisku. Nie zabrakło wspólnych zabaw na świeżym powietrzu, śpiewu i pieczonych kilełbasek.
Byłam też z klasą na wycieczce w Zatorlandzie. Przyznam, że to moja pierwsza taka wyprawa autokarem. Mama trochę się denerwowała, bo czasem bardzo boli mnie brzuch i wtedy szybko muszę skorzystać z toalety i to kilkakrotnie, a podczas długiej podróży nie byłoby łatwo. Ale obyło się bez przykrych niespodzianek. Z inhalacjami i lekami też sobie poradziłyśmy. Po 12 godz. wróciłam do domu wykończona, ale szczęśliwa!!!
Wypadł mi pierwszy ząb, co za przeżycie…wkładałam go z powrotem do buzi ze łzami w oczach, bo nie chciałam go stracić. Rodzice wytłumaczyli mi spokojnie czemu tak się dzieje… no i już było ok. A w nocy przyleciała wróżka-zębuszka ( podobno) i zostawiła parę groszy pod poduszką.
Odwiedziły nas ciocie ( siostry mojej mamy) i wujek Maciek, więc dwa tygodnie zleciały nawet nie wiem kiedy. Było z nimi bardzo wesoło: wspólne wycieczki, ogniska, bitwy na poduszki, piżama-party, wygłupy i rozmowy do późnej nocy…
Wszyscy razem byliśmy też na zawodach sportowo-pożarniczych w których brała udział moja siostra a tatuś przygotowywał tę imprezę… ja obserwowałam rozgrywki z bezpiecznej odległości, ale jak podrosnę to też wystartuję w czerwonym hełmie.
Wakacje to jednak fajna sprawa!!! Nie muszę zrywać się wcześnie rano z łóżka, by ze wszystkim zdążyć na czas. Wieczorem mogę brykać do późna…