Dziwna jest tegoroczna zima, bardziej jak wiosna. Choróbska „szaleją” dookoła. Mnie też dopadło przeziębienie z potwornym katarem, bólem gardła i gorączką, oby na tym się skończyło. Teraz siedzę w domu i „się kuruję”.
Tydzień temu spadło trochę śniegu, więc wykorzystałam to na zabawy na dworze.. Zjeżdżanie z górki nie tylko na sankach, ale też na grubych, foliowych workach wypchanych sianem ( co jest rzadkością w tych czasach, ale dawniej dzieciaki tak właśnie się bawiły). To dopiero frajda. Bałwana też ulepiłam i to nie jednego, ale aż cztery- cała rodzina bałwanów.
Zimową aurę wykorzystaliśmy również na organizację kuligu. Jak to już w zeszłym roku pisaliśmy, wystarczy szepnąć sąsiadowi i koń z saniami gotowy na wieczorną wyprawę uliczkami Kacwina. Ech… życie jest piękne!!!
Do przedszkola niestety nie mogę chodzić, ale mimo wszystko czasem odwiedzam tam moich rówieśników. Lubię tam przebywać. Poznałam Natalkę, Maćka, Dawida, Darię, Zosię i inne dzieci… są bardzo koleżeńscy. Dzieci nie wiedzą co to jest mukowiscydoza, są zdziwione, kiedy dezynfekuję dłonie. Moja mama przygotowała zabawy zachęcające do częstego mycia rąk. Dzieci bardzo ochoczo wykonywały polecenia i wypowiadały się na temat higieny… Na koniec zajęć wszyscy kolorowaliśmy „śmieszne” bakterie i przyczepiliśmy je o dużej kartonowej dłoni. Było bardzo wesoło. Na pytanie: „Jak prawidłowo kaszlemy?” Wszyscy chórem kasłali w rękaw! Kiedy „wydobrzeję” to na pewno znowu odwiedzę moich nowych, przedszkolnych przyjaciół.
Ale teraz póki co, to muszą mi wystarczyć zabawy w domu. Pomysłów nam nie brakuje, zwłaszcza gdy odwiedza mnie kuzynka Iwonka. Na zdjęciu poniżej inscenizacja „Czerwonego Kapturka”, gdy „doszlifujemy” już wszystkie szczegóły to zaproszę Was na przedstawienie. Uściski i buziaczki dla wszystkich.